czwartek, 7 lutego 2013

Chapter four

Uwaga, wchodzisz na własną odpowiedzialność, w rozdziale mogą się pojawiać sceny +18.



Czuliście kiedyś coś na kształt poczucia winy, wyrzutów sumienia, czy innych takich?  Jeśli tak, to opowiedzcie mi, co to w ogóle jest? Albo nie, w sumie, co mnie to obchodzi? Tego muszą doświadczać tylko ludzie, którzy mają jakieś uczucia, emocje. A ja przecież ich nie mam. Jestem w środku zupełnie pusta, jakby ktoś nadmuchał balonik z wodą i potem tę wodę wylał. A balonik istniał dalej, tyle, że nie miał nic wewnątrz siebie. Jedyne uczucie, jakim pałałam w swoim życiu to nienawiść. Przez niego. Przez pewnego cholernego egoistę, którzy spieprzył moje życie nic nie robiąc, albo robiąc dużo. Sama już po prostu nie wiem, co było tego przyczyną.  Przecież to, co było między nami… To było piękne i mogło być dalej. Mogło trwać. A tymczasem ojciec wolał nie zastanawiać się nad tym, co się dzieje w jego rodzinie.
W pewnym momencie swojego życia, zaczęłam się zastanawiać, jaka jest różnica między życiem, a istnieniem. I doszłam do wniosku, że ja tylko istnieję. Bo żeby żyć trzeba odczuwać. Myśleć humanitarnie. Angażować się w to, co się robi. Ale istnienie jest dla nas łatwiejsze. Nic nie musimy, na nic nie zważamy, niczym się nie przejmujemy. Cholerne nic, które rozsadza nas od środka, ale tak naprawdę nie chcemy tego zmienić. Tak jest wygodniej. Może i kiedyś cholernie zaboli, ale póki co jest dobrze.
- Ekhm… - ktoś obok mnie nagle się pojawił i wraz z nim otulił mnie bardzo przyjemny zapach. Zapach, jakiego nie czułam od dawna. Zapach bezpieczeństwa. Na dźwięk głosu tej osoby aż podskoczyłam.
- Tak? – odwróciłam głowę w stronę pochodzenia tego pomruku, a moim oczom ukazała się burza loków oraz zakłopotane, wciąż lekko przyćmione jakby wstydem i jakimś nieodgadnionym niedosytem oczy.
- Przyniosłem twoje papierosy – chłopak miał głos niski, niby zamroczony.
- Och, jasne. Dzięki – nie wierzę. Właśnie wypowiedziałam to słowo. Definitywnie potrzeba ci lekarza, Amy.
- Słuchaj… - zaczął Harry. – Może…  mogłabyś… chciałbym… - gdy to usłyszałam to naprawdę zachciało mi się śmiać. Wcześniej taki pewny siebie, a teraz co?
- Prosisz, czy żądasz? – zapytałam, a Styles podniósł na mnie wzrok, który wcześniej utkwił w swych butach i nagle odzyskując rezon oznajmił stanowczo:
- Powiedz mi jak się nazywasz.
- Powiedz mi, gdzie mieszkasz – odrzekłam, a mój nowy znajomy otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, lecz trwało to tylko ułamek sekundy, bo zaraz wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon, wykręcił numer i coś wcisnął, ale nigdzie nie zadzwonił. Po chwili obok nas zatrzymała się długa, czarna limuzyna. Harry otworzył mi drzwi i weszłam do środka, on za mną. Obicia kanap były skórzane i znajdował się tam również duży barek, jak się okazało wypełniony po brzegi różnymi alkoholami. Chłopak spojrzał na mnie znacząco, lecz pozostałam niewzruszona. Chyba spodziewał się, że zrobi to na mnie wrażenie. Niestety, jakby to powiedzieć, jestem przyzwyczajona do takich „luksusów”.
Przez całą drogę jechaliśmy w milczeniu, lecz żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Co jakiś czas spoglądaliśmy tylko na siebie. Gdy tylko samochód zatrzymał się przed jakąś posesją, Harry wysiadł i otworzył mi drzwi. Przy wejściu do domu zrobił to samo. Chociaż biegliśmy to i tak deszcz zmoczył nas całych, bo zaczął padać, jeszcze gdy jechaliśmy. Znaleźliśmy się w pięknie urządzonym wnętrzu, ale w tej chwili jakoś nie miałam ochoty podziwiać architektury.
- Taki z ciebie dżentelmen? – zapytałam retorycznie, lecz i tak doczekałam się odpowiedzi:
- Tylko dla ciebie.
Chłopak lekko musnął moje wargi, jednak nawet coś takiego sprawiło, że poczułam, jakby przez usta przechodziła iskierka wzdłuż całego mojego wnętrza, aż do stóp. Szybko oddałam pocałunek, spragniona jego dotyku, bardziej niż kiedykolwiek czyjegokolwiek. Harry odsunął się ode mnie by zaczerpnąć powietrza, lecz w ułamku sekundy przyciągnęłam go do siebie mocno i stanowczo. Styles odgarnął delikatnie moje mokre włosy z twarzy znów nas rozdzielając i spojrzał na mnie.
- Jesteś piękna – szepnął i na nowo wpił się w moje wargi, a ja wciąż czułam na sobie jego przyjemnie gorący oddech pachnący jeszcze lekko jakimś alkoholem.
Poczułam jego chłodne dłonie na swoich plecach, po chwili też na brzuchu i zaczęłam się cicho śmiać. Chłopak zaprzestał czynności i zapytał:
- Co się dzieje?
- Nic, łaskoczesz… Nie przerywaj, proszę.
Harry składał delikatne pocałunki na mojej szyi, potem ramionach i chciał się posunąć dalej, lecz przeszkodziła mu w tym moja sukienka, więc zsunął ją jednym ruchem ręki. Zostałam tam w samej bieliźnie, a on wciąż miał na sobie koszulę i garnitur.  Pociągnęłam za guziki tak mocno, że niektóre leżały już na podłodze, zerwawszy się z nitek. Po chwili oboje staliśmy w korytarzu bez niczego na sobie.
- Na pewno? – chłopak spojrzał na mnie wzrokiem pełnym niewinności, której przecież za chwilę miał się pozbyć.
- Zamknij się – powiedziałam składając na jego wargach subtelny, lecz pełen namiętności pocałunek. Harry podniósł mnie tak, że oplotłam nogami jego biodra. Przez cały czas miałam zamknięte oczy i dopiero po kilku minutach złapałam dłonią delikatny satynowy materiał. Uniosłam powieki i ujrzałam zielone tęczówki wpatrujące się we mnie. W moment później poczułam przyjemny ucisk w dole brzucha, świadczący o tym, że chłopak we mnie wszedł, i że robił to cholernie dobrze. Zaczął poruszać się wpierw bardzo powoli, lecz potem już zdecydowanie i szybko. Nie mam pojęcia, ile czasu to trwało, ale mogłoby trwać wieczność. Wreszcie słodkie, upragnione ciepło rozlało się po całym moim ciele, docierając chyba nawet do… do serca? Nie, to niemożliwe… Przecież moje serce jest już kompletnym kawałkiem lodu.
Obezwładniający zapach naszych ciał zmusił mnie do zamknięcia oczu i rozkoszowania się nim. A jednak, naprawdę czułam to ciepło dalej w środku. Czegoś takiego, to jeszcze nikt ci nie zafundował…
- Mówiłem już, że jesteś piękna? – usłyszałam słodki głos tuż nad moimi wargami.
- A ja, że jesteś pijany?
- Jestem zupełnie trzeźwy. Ja ci powiedziałem, gdzie mieszkasz, teraz ty powiedz mi, jak się nazywasz?
- Niech ci będzie… Amelia Brittle, miło mi – uśmiechnęłam się lekko.
- Brittle… Ta…? – Harry otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Ta. Właśnie przeleciałeś córkę najsławniejszego aktora Wielkiej Brytanii.