środa, 10 kwietnia 2013

Chapter five



- To ja już pójdę – powiedziałam wstając z łóżka, nie owijając się nawet kołdrą zaczęłam schodzić po schodach zbierając po kolei sukienkę i buty. Gdy byłam już na dole usłyszałam głośne i szybkie kroki.
- Zostań jeszcze, proszę – Harry popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. „Słodko…” Przebiegło mi przez myśl. „Amelia, daj sobie spokój”.
- Której części mojej wypowiedzi nie zrozumiałeś, skarbie? – uśmiechnęłam się i w momencie kiedy zakładałam lewego buta, chłopak gwałtownie wziął mnie na ręce tak, że nie było sposobu nie spojrzeć mu w oczy. „Piękne oczy” Za dużo wypiłam.
- Ja tam zrozumiałem tylko „To ja jeszcze zostanę”. A mówiłaś coś innego? – w jego głosie było coś takiego… Nie mogłam się powstrzymać, by się nie uśmiechnąć. Chłopak jest zdecydowany, widać. „Ciekawe co teraz robi Alex…” . Pięknie, akurat w tej chwili…
- Sprytnie… Ale ja naprawdę muszę już iść – powiedziałam. – Do mojego chłopaka. – dodałam, by wymusić na nim coś, czego ja akurat nie posiadam. „Wyrzuty sumienia”. Przez jego twarz przebiegł cień niezadowolenia, jednak trwało to dosłownie jakąś nanosekundę. A potem stało się coś, czego zupełnie się teraz nie spodziewałam. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko moich, bym za moment mogła się w nich roztopić. Tym razem nie było w nim żadnej niepewności, jedynie stanowczość i cholerna namiętność, której nie mogłam się oprzeć. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku, ale na parterze, nie na piętrze, jak poprzednio.
- Po jaką cholerę ci tu tyle łóżek? – zapytałam śmiejąc się. No dajcie spokój. To raczej normalny dom, nie jakaś willa (bez żadnych aluzji).
- Na wypadek gdybyś niespodziewanie wpadła – odparł bez zastanowienia. „Przyda się…” Boże, nawet w takim momencie nie mogę pozbyć się mojego cudownego drugiego ja. Uwielbiane rozmowy z samą sobą… „Psychiatryk  witałby cię z otwartymi ramionami”. Och, zamknij się.
Podczas gdy ja urządzałam sobie w głowie jakiś talk – show, Harry pozbył się już moich ubrań, zostawił tylko bieliznę i delikatnie całował moje obojczyki, co samo w sobie sprawiało mi niewypowiedzianą przyjemność. Chłopak co chwila przerywał poprzednią czynność, by złożyć na moich ustach namiętny pocałunek. Nagle to ja znalazłam się na nim i dłońmi błądziłam po jego klatce piersiowej, czasem zjeżdżając nimi niżej. Widziałam, że mu się podoba. Czułam to. Prowokowałam go.
- Harry, zrobiliśmy ci zakupy! – zawołał jakiś głos z korytarza, a jego właściciel po chwili pojawił się w salonie, razem z trzema innymi chłopakami, patrząc na nas i śmiejąc się. – Ale chyba deser już masz… -
dodał po cichu. – To ja pójdę do twojego pokoju, a wy – tu wykonał jakiś nieodgadniony gest machając rękami – się ogarnijcie.
Spojrzałam na Harry’ego, który jak na dżentelmena przystało pomógł mi wstać z łóżka. Reszta chłopaków z utęsknieniem przyglądała się ramiączku mojego czarnego biustonosza, które dziwnym trafem zsunęło się bardzo nisko po ramieniu odkrywając mój i tak duży dekolt.  Przeszłam przez pokój w poszukiwaniu torebki i szpilek i podczas, gdy ja zastanawiałam się gdzie mogła upaść jedna z nich, Harry zdążył już pójść do pokoju po swoje ubrania zostawiając mnie z nimi wszystkimi, a jego kolega zejść na dół przebrany w jakąś dziwną pasiastą koszulkę, bardzo pasujące do tego kraciaste spodnie od piżamy i – o zgrozo – kapcie-renifery, bo jak sam stwierdził „stęsknił się za Loczkiem i ma zamiar spędzić tu cały dzień z nim i swoją marchewką”. Boże… Z kim on się zadaje!? Jak dobrze, że oni tu wpadli, jeszcze Harry wciągnąłby mnie w jakieś ich zabawy… „Chociaż w sumie mogłoby być zabawnie…” Dopiero po chwili zorientowałam się, że on mówił o zwykłych marchewkach, a nie o… Nieważne. Jeden z tych chłopców – blondyn – przyniósł Pasiastemu z zapewne kuchni całą torebkę warzyw.
Ja się tu zastanawiam nad orientacją chłopaka, z którym się przespałam, a gdzie jest mój cholerny but!?
- Tam leży – Pasiasty wskazał ręką w kierunku szklanego stolika. O Matko…

- Powiedziałam to na głos? – zapytałam retorycznie, a chłopak pokiwał głową śmiejąc się.
- Harry jest hetero. A przy okazji… Przeleciałeś ją? – zwrócił się do Syls’a… Stals’a… cholera, jak on miał na nazwisko… Nieważne… W każdym bądź razie on zszedł już na dół i stał na pierwszym schodku z uśmiechem zadowolenia na twarzy ubrany w szary rozciągnięty T-shirt i czarne bokserki. „Lepiej niż Alex…” przeleciało mi przez głowę i w tym samym momencie usłyszałam z ulicy naciskane przez wściekłych kierowców klaksony w autach, które zdawały się krzyczeć „ZA – KO – CHU - JESZ – SIĘ!”, co było dość niemożliwe, bo nawet Alex’a nie kocham… Ale to chyba za dużo, jak na dzisiejszy poranek, więc czym prędzej założyłam buta, którego wskazał mi Pasiasty i udałam się w stronę drzwi wejściowych i moja dłoń wylądowała na klamce w tym samym czasie, co dłoń Harry’ego. Przez ten ułamek sekundy kiedy się dotykały, poczułam tę iskierkę przedzierającą się od mojego palca serdecznego, aż do krańców kręgosłupa, a na dworze jacyś kierowcy chyba znów się zdenerwowali, bo klaksony nie ustawały, a nawet zdawały się wydzierać jeszcze bardziej niż wcześniej w rytmie tego przeklętego zdania. Szybko cofnęłam rękę, ale moje ruchy nie są niestety tak szybkie, jak pieprzony refleks pumy tego chłopaka, bo już po chwili stałam przyparta do ściany i nawet przez koszulkę czułam jego napięte mięśnie brzucha. I uwierzcie, z trudem zakazałam sobie zdarcia z niego tego – jakże niepotrzebnego – kawałka materiału. Cóż… W sumie jednym z czynników powstrzymujących mnie przed urzeczywistnieniem tego pomysłu był mój strach przed porażeniem prądem przez te wszystkie ładunki elektryczne, które przeskakiwały w małej przestrzeni między nami. Oczywiście drugim czynnikiem było też to, że w każdej chwili może nas nakryć jego przyjaciel wymachując jakąś marchewką jak mieczem w średniowieczu. Tak, opcja powstrzymania się wydawała się znacznie bezpieczniejsza, co niestety nie równało się ze słowem łatwa.
- Spotkamy się jeszcze – zdziwiło mnie to, co usłyszałam. Nie pytał. Stwierdzał.
- Zobaczymy – posłałam mu kpiący uśmiech, to naprawdę jedyne, na co było mnie w tej chwili stać. Z trudem wyślizgnęłam się z jego objęć i zeszłam schodami przed domem.
- Zapomniałaś papierosów! – dogonił mnie przy furtce. Odwróciłam się w jego stronę i namiętnie pocałowałam prosto w usta.
- Naprawdę sądzisz, że nie stać mnie na fajki? Następnym razem weź coś mocniejszego – wyszłam na ulicę, wyciągając telefon, by zadzwonić po Ellie i zostawiając Harry’ego przed jego domem z oszołomionym wyrazem twarzy. Ale czy było to spowodowane pocałunkiem, moją wypowiedzią, czy też tym, że stał na drodze w samych bokserkach i biegła do niego zgraja dziewczyn, nie mam pojęcia.
I szczerze mówiąc, chyba niewiele mnie to obchodziło.

czwartek, 7 lutego 2013

Chapter four

Uwaga, wchodzisz na własną odpowiedzialność, w rozdziale mogą się pojawiać sceny +18.



Czuliście kiedyś coś na kształt poczucia winy, wyrzutów sumienia, czy innych takich?  Jeśli tak, to opowiedzcie mi, co to w ogóle jest? Albo nie, w sumie, co mnie to obchodzi? Tego muszą doświadczać tylko ludzie, którzy mają jakieś uczucia, emocje. A ja przecież ich nie mam. Jestem w środku zupełnie pusta, jakby ktoś nadmuchał balonik z wodą i potem tę wodę wylał. A balonik istniał dalej, tyle, że nie miał nic wewnątrz siebie. Jedyne uczucie, jakim pałałam w swoim życiu to nienawiść. Przez niego. Przez pewnego cholernego egoistę, którzy spieprzył moje życie nic nie robiąc, albo robiąc dużo. Sama już po prostu nie wiem, co było tego przyczyną.  Przecież to, co było między nami… To było piękne i mogło być dalej. Mogło trwać. A tymczasem ojciec wolał nie zastanawiać się nad tym, co się dzieje w jego rodzinie.
W pewnym momencie swojego życia, zaczęłam się zastanawiać, jaka jest różnica między życiem, a istnieniem. I doszłam do wniosku, że ja tylko istnieję. Bo żeby żyć trzeba odczuwać. Myśleć humanitarnie. Angażować się w to, co się robi. Ale istnienie jest dla nas łatwiejsze. Nic nie musimy, na nic nie zważamy, niczym się nie przejmujemy. Cholerne nic, które rozsadza nas od środka, ale tak naprawdę nie chcemy tego zmienić. Tak jest wygodniej. Może i kiedyś cholernie zaboli, ale póki co jest dobrze.
- Ekhm… - ktoś obok mnie nagle się pojawił i wraz z nim otulił mnie bardzo przyjemny zapach. Zapach, jakiego nie czułam od dawna. Zapach bezpieczeństwa. Na dźwięk głosu tej osoby aż podskoczyłam.
- Tak? – odwróciłam głowę w stronę pochodzenia tego pomruku, a moim oczom ukazała się burza loków oraz zakłopotane, wciąż lekko przyćmione jakby wstydem i jakimś nieodgadnionym niedosytem oczy.
- Przyniosłem twoje papierosy – chłopak miał głos niski, niby zamroczony.
- Och, jasne. Dzięki – nie wierzę. Właśnie wypowiedziałam to słowo. Definitywnie potrzeba ci lekarza, Amy.
- Słuchaj… - zaczął Harry. – Może…  mogłabyś… chciałbym… - gdy to usłyszałam to naprawdę zachciało mi się śmiać. Wcześniej taki pewny siebie, a teraz co?
- Prosisz, czy żądasz? – zapytałam, a Styles podniósł na mnie wzrok, który wcześniej utkwił w swych butach i nagle odzyskując rezon oznajmił stanowczo:
- Powiedz mi jak się nazywasz.
- Powiedz mi, gdzie mieszkasz – odrzekłam, a mój nowy znajomy otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, lecz trwało to tylko ułamek sekundy, bo zaraz wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon, wykręcił numer i coś wcisnął, ale nigdzie nie zadzwonił. Po chwili obok nas zatrzymała się długa, czarna limuzyna. Harry otworzył mi drzwi i weszłam do środka, on za mną. Obicia kanap były skórzane i znajdował się tam również duży barek, jak się okazało wypełniony po brzegi różnymi alkoholami. Chłopak spojrzał na mnie znacząco, lecz pozostałam niewzruszona. Chyba spodziewał się, że zrobi to na mnie wrażenie. Niestety, jakby to powiedzieć, jestem przyzwyczajona do takich „luksusów”.
Przez całą drogę jechaliśmy w milczeniu, lecz żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Co jakiś czas spoglądaliśmy tylko na siebie. Gdy tylko samochód zatrzymał się przed jakąś posesją, Harry wysiadł i otworzył mi drzwi. Przy wejściu do domu zrobił to samo. Chociaż biegliśmy to i tak deszcz zmoczył nas całych, bo zaczął padać, jeszcze gdy jechaliśmy. Znaleźliśmy się w pięknie urządzonym wnętrzu, ale w tej chwili jakoś nie miałam ochoty podziwiać architektury.
- Taki z ciebie dżentelmen? – zapytałam retorycznie, lecz i tak doczekałam się odpowiedzi:
- Tylko dla ciebie.
Chłopak lekko musnął moje wargi, jednak nawet coś takiego sprawiło, że poczułam, jakby przez usta przechodziła iskierka wzdłuż całego mojego wnętrza, aż do stóp. Szybko oddałam pocałunek, spragniona jego dotyku, bardziej niż kiedykolwiek czyjegokolwiek. Harry odsunął się ode mnie by zaczerpnąć powietrza, lecz w ułamku sekundy przyciągnęłam go do siebie mocno i stanowczo. Styles odgarnął delikatnie moje mokre włosy z twarzy znów nas rozdzielając i spojrzał na mnie.
- Jesteś piękna – szepnął i na nowo wpił się w moje wargi, a ja wciąż czułam na sobie jego przyjemnie gorący oddech pachnący jeszcze lekko jakimś alkoholem.
Poczułam jego chłodne dłonie na swoich plecach, po chwili też na brzuchu i zaczęłam się cicho śmiać. Chłopak zaprzestał czynności i zapytał:
- Co się dzieje?
- Nic, łaskoczesz… Nie przerywaj, proszę.
Harry składał delikatne pocałunki na mojej szyi, potem ramionach i chciał się posunąć dalej, lecz przeszkodziła mu w tym moja sukienka, więc zsunął ją jednym ruchem ręki. Zostałam tam w samej bieliźnie, a on wciąż miał na sobie koszulę i garnitur.  Pociągnęłam za guziki tak mocno, że niektóre leżały już na podłodze, zerwawszy się z nitek. Po chwili oboje staliśmy w korytarzu bez niczego na sobie.
- Na pewno? – chłopak spojrzał na mnie wzrokiem pełnym niewinności, której przecież za chwilę miał się pozbyć.
- Zamknij się – powiedziałam składając na jego wargach subtelny, lecz pełen namiętności pocałunek. Harry podniósł mnie tak, że oplotłam nogami jego biodra. Przez cały czas miałam zamknięte oczy i dopiero po kilku minutach złapałam dłonią delikatny satynowy materiał. Uniosłam powieki i ujrzałam zielone tęczówki wpatrujące się we mnie. W moment później poczułam przyjemny ucisk w dole brzucha, świadczący o tym, że chłopak we mnie wszedł, i że robił to cholernie dobrze. Zaczął poruszać się wpierw bardzo powoli, lecz potem już zdecydowanie i szybko. Nie mam pojęcia, ile czasu to trwało, ale mogłoby trwać wieczność. Wreszcie słodkie, upragnione ciepło rozlało się po całym moim ciele, docierając chyba nawet do… do serca? Nie, to niemożliwe… Przecież moje serce jest już kompletnym kawałkiem lodu.
Obezwładniający zapach naszych ciał zmusił mnie do zamknięcia oczu i rozkoszowania się nim. A jednak, naprawdę czułam to ciepło dalej w środku. Czegoś takiego, to jeszcze nikt ci nie zafundował…
- Mówiłem już, że jesteś piękna? – usłyszałam słodki głos tuż nad moimi wargami.
- A ja, że jesteś pijany?
- Jestem zupełnie trzeźwy. Ja ci powiedziałem, gdzie mieszkasz, teraz ty powiedz mi, jak się nazywasz?
- Niech ci będzie… Amelia Brittle, miło mi – uśmiechnęłam się lekko.
- Brittle… Ta…? – Harry otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Ta. Właśnie przeleciałeś córkę najsławniejszego aktora Wielkiej Brytanii.