- To
ja już pójdę – powiedziałam wstając z łóżka, nie owijając się nawet kołdrą
zaczęłam schodzić po schodach zbierając po kolei sukienkę i buty. Gdy byłam już
na dole usłyszałam głośne i szybkie kroki.
-
Zostań jeszcze, proszę – Harry popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. „Słodko…” Przebiegło mi przez myśl. „Amelia, daj sobie spokój”.
- Której części mojej wypowiedzi
nie zrozumiałeś, skarbie? – uśmiechnęłam się i w momencie kiedy zakładałam
lewego buta, chłopak gwałtownie wziął mnie na ręce tak, że nie było sposobu nie
spojrzeć mu w oczy. „Piękne oczy” Za
dużo wypiłam.
- Ja
tam zrozumiałem tylko „To ja jeszcze zostanę”. A mówiłaś coś innego? – w jego
głosie było coś takiego… Nie mogłam się powstrzymać, by się nie uśmiechnąć.
Chłopak jest zdecydowany, widać. „Ciekawe
co teraz robi Alex…” . Pięknie, akurat w tej chwili…
-
Sprytnie… Ale ja naprawdę muszę już iść – powiedziałam. – Do mojego chłopaka. – dodałam, by wymusić
na nim coś, czego ja akurat nie posiadam. „Wyrzuty
sumienia”. Przez jego twarz przebiegł cień niezadowolenia, jednak trwało to
dosłownie jakąś nanosekundę. A potem stało się coś, czego zupełnie się teraz
nie spodziewałam. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko moich, bym za
moment mogła się w nich roztopić. Tym razem nie było w nim żadnej niepewności,
jedynie stanowczość i cholerna namiętność, której nie mogłam się oprzeć. Nawet
nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku, ale na parterze, nie na piętrze, jak
poprzednio.
- Po
jaką cholerę ci tu tyle łóżek? – zapytałam śmiejąc się. No dajcie spokój. To
raczej normalny dom, nie jakaś willa (bez żadnych aluzji).
- Na
wypadek gdybyś niespodziewanie wpadła – odparł bez zastanowienia. „Przyda się…” Boże, nawet w takim
momencie nie mogę pozbyć się mojego cudownego drugiego ja. Uwielbiane rozmowy z
samą sobą… „Psychiatryk witałby cię z otwartymi ramionami”. Och,
zamknij się.
Podczas
gdy ja urządzałam sobie w głowie jakiś talk – show, Harry pozbył się już moich
ubrań, zostawił tylko bieliznę i delikatnie całował moje obojczyki, co samo w
sobie sprawiało mi niewypowiedzianą przyjemność. Chłopak co chwila przerywał
poprzednią czynność, by złożyć na moich ustach namiętny pocałunek. Nagle to ja
znalazłam się na nim i dłońmi błądziłam po jego klatce piersiowej, czasem
zjeżdżając nimi niżej. Widziałam, że mu się podoba. Czułam to. Prowokowałam go.
-
Harry, zrobiliśmy ci zakupy! – zawołał jakiś głos z korytarza, a jego
właściciel po chwili pojawił się w salonie, razem z trzema innymi chłopakami,
patrząc na nas i śmiejąc się. – Ale chyba deser już masz… -
dodał po cichu. –
To ja pójdę do twojego pokoju, a wy – tu wykonał jakiś nieodgadniony gest
machając rękami – się ogarnijcie.
Spojrzałam
na Harry’ego, który jak na dżentelmena przystało pomógł mi wstać z łóżka.
Reszta chłopaków z utęsknieniem przyglądała się ramiączku mojego czarnego
biustonosza, które dziwnym trafem zsunęło się bardzo nisko po ramieniu
odkrywając mój i tak duży dekolt. Przeszłam przez pokój w poszukiwaniu torebki i
szpilek i podczas, gdy ja zastanawiałam się gdzie mogła upaść jedna z nich,
Harry zdążył już pójść do pokoju po swoje ubrania zostawiając mnie z nimi
wszystkimi, a jego kolega zejść na dół przebrany w jakąś dziwną pasiastą
koszulkę, bardzo pasujące do tego kraciaste spodnie od piżamy i – o zgrozo –
kapcie-renifery, bo jak sam stwierdził „stęsknił się za Loczkiem i ma zamiar
spędzić tu cały dzień z nim i swoją marchewką”. Boże… Z kim on się zadaje!? Jak
dobrze, że oni tu wpadli, jeszcze Harry wciągnąłby mnie w jakieś ich zabawy… „Chociaż w sumie mogłoby być zabawnie…”
Dopiero po chwili zorientowałam się, że on mówił o zwykłych marchewkach, a nie
o… Nieważne. Jeden z tych chłopców – blondyn – przyniósł Pasiastemu z zapewne
kuchni całą torebkę warzyw.
Ja
się tu zastanawiam nad orientacją chłopaka, z którym się przespałam, a gdzie
jest mój cholerny but!?
- Tam
leży – Pasiasty wskazał ręką w kierunku szklanego stolika. O Matko…
-
Powiedziałam to na głos? – zapytałam retorycznie, a chłopak pokiwał głową
śmiejąc się.
-
Harry jest hetero. A przy okazji… Przeleciałeś ją? – zwrócił się do Syls’a…
Stals’a… cholera, jak on miał na nazwisko… Nieważne… W każdym bądź razie on
zszedł już na dół i stał na pierwszym schodku z uśmiechem zadowolenia na twarzy
ubrany w szary rozciągnięty T-shirt i czarne bokserki. „Lepiej niż Alex…” przeleciało mi przez głowę i w tym samym
momencie usłyszałam z ulicy naciskane przez wściekłych kierowców klaksony w
autach, które zdawały się krzyczeć „ZA – KO – CHU - JESZ – SIĘ!”, co było dość
niemożliwe, bo nawet Alex’a nie kocham… Ale to chyba za dużo, jak na dzisiejszy
poranek, więc czym prędzej założyłam buta, którego wskazał mi Pasiasty i udałam
się w stronę drzwi wejściowych i moja dłoń wylądowała na klamce w tym samym
czasie, co dłoń Harry’ego. Przez ten ułamek sekundy kiedy się dotykały,
poczułam tę iskierkę przedzierającą się od mojego palca serdecznego, aż do
krańców kręgosłupa, a na dworze jacyś kierowcy chyba znów się zdenerwowali, bo
klaksony nie ustawały, a nawet zdawały się wydzierać jeszcze bardziej niż
wcześniej w rytmie tego przeklętego zdania. Szybko cofnęłam rękę, ale moje
ruchy nie są niestety tak szybkie, jak pieprzony refleks pumy tego chłopaka, bo
już po chwili stałam przyparta do ściany i nawet przez koszulkę czułam jego
napięte mięśnie brzucha. I uwierzcie, z trudem zakazałam sobie zdarcia z niego
tego – jakże niepotrzebnego – kawałka materiału. Cóż… W sumie jednym z czynników
powstrzymujących mnie przed urzeczywistnieniem tego pomysłu był mój strach
przed porażeniem prądem przez te wszystkie ładunki elektryczne, które
przeskakiwały w małej przestrzeni między nami. Oczywiście drugim czynnikiem
było też to, że w każdej chwili może nas nakryć jego przyjaciel wymachując
jakąś marchewką jak mieczem w średniowieczu. Tak, opcja powstrzymania się
wydawała się znacznie bezpieczniejsza, co niestety nie równało się ze słowem
łatwa.
-
Spotkamy się jeszcze – zdziwiło mnie to, co usłyszałam. Nie pytał. Stwierdzał.
-
Zobaczymy – posłałam mu kpiący uśmiech, to naprawdę jedyne, na co było mnie w
tej chwili stać. Z trudem wyślizgnęłam się z jego objęć i zeszłam schodami
przed domem.
- Zapomniałaś
papierosów! – dogonił mnie przy furtce. Odwróciłam się w jego stronę i
namiętnie pocałowałam prosto w usta.
-
Naprawdę sądzisz, że nie stać mnie na fajki? Następnym razem weź coś
mocniejszego – wyszłam na ulicę, wyciągając telefon, by zadzwonić po Ellie i
zostawiając Harry’ego przed jego domem z oszołomionym wyrazem twarzy. Ale czy
było to spowodowane pocałunkiem, moją wypowiedzią, czy też tym, że stał na
drodze w samych bokserkach i biegła do niego zgraja dziewczyn, nie mam pojęcia.
I
szczerze mówiąc, chyba niewiele mnie to obchodziło.
Żani Kocie, rozkręcasz się :D
OdpowiedzUsuńKiedyś trzeba :D
UsuńŚwietnee!
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny! :D
Tylko ja chce dłuższe. :D
i częściej!
:*
Się zobaczyyy ;p
UsuńDziękuję :*
TAAAAAK!
OdpowiedzUsuńW końcu! :D
Rozdział po prostu fenomenalny!
Kocham to!
Cudownie piszesz! <33
Czekam na nn! <33
Aaaaaa! Za dużo komplementów na raz! :D
UsuńAle dziękuję, ogromnie mi miło ;)
świetny, chociaż bardzo krótki xD
OdpowiedzUsuń+ Chciałabym Cię zaprosić na bloga, którego piszę razem z kumpelami imaginy, http://one-direction-imaginy1.blogspot.com/
dopiero zaczynamy, więc liczę na twoją obserwację naszego bloga :)
Pozdrawiam ~~R.
Dziękuję :)
UsuńŻana, łobuzie! szalejesz! ;pp
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział....dawaj mi tu prędko następny!
Hahha, rozwalił mnie Louis i te jego marchewki ;p
-Piszczęśćiejiwięcejboniewyrobię,no!-
:***
Zobaczymy, co się da zrobić :D
UsuńDziękować :)
Kurwa zgiń razem z tym talentem w chuj...♥
OdpowiedzUsuńNo to pa! :D
Usuń